wtorek, 18 kwietnia 2017

Suzi

 


         Wszyscy, którzy znają mojego bloga wiedzą o Marianie. Marian był moim kotem. Odszedł ponad dwa lata temu...

      W przyrodzie jednak wszystko dąży do równowagi. Równo dwa lata po odejściu Mariana w dość spektakulary sposób trafiła do mnie pewna kocina. W zasadzie kociątko. Podróżowała sobie pod maską mojego samochodu. Całe szczęście, że kocina ta miała silne płuca, motor samochodu dość cichy, a ja natomiast dobry słuch. Usłyszałam popiskiwanie i zatrzymaliśmy się na pierwszym zjeździe. Mało nie zemdlałam, jak po otwarciu maski zobaczyłam siedzącego na akumulatorze kociaka. To właśnie była Suzi. Była brudna i straszliwie głodna, ale zdrowa i bardzo przyjaźnie nastawiona. W samochodzie opędzlowała całą saszetkę kociego żarcia, napiła się wody i kot zaczął wesoło mruczeć. Suzi ( od Suzuki w którym sobie podróżowała na gapę) od razu skradła moje serce. Już po tym jak wsiadłam  do samochodu, cała zapłakana ze szczęścia , wiedziałam, że będzie to mój kot :)  Od razu podjechaliśmy do zoologicznego. Kupiłam wyprawkę dla kota łącznie z kontenerem i postanowiłam zabrać ją do Wrocławia ( bo znalazłam ją koło Zielonej Góry). Przyjechała ze mną pociągiem, niewiele sobie robiąc z tej podróży, którą smacznie przespała. Suzi trafiła do mnie jako parotygodniowy kociak. Nie wiedziałam jeszcze co biorę sobie na głowę. Wychowanie małego kota to wyzwanie.  Trzy tygodnie dogadywała się z Rudym ( moim psem) nie pozwalając mu do siebie podejść. W końcu lody zostały przełamane :) Nie raz miałam wrażenie, że uduszę gada, szczególnie , że mój pokój to warsztat. Wyobraźcie sobie małego kota pośrodku pomponów, koralików i sznurków. Teraz to już prawie dorosła kocica, choć nadal umysł ma kociaka. Jest bardzo charakterna, łobuzuje. Jest uparta i zaczepna, to kompletne przeciwieństwo Mariana. Nie jest miziasta, nie przychodzi na kolanka :) Gryzie, drapie, kradnie i niszczy.  Jedyne co ich łączy to aportowanie. Aportuje myszkę lub inną zabawkę lepiej niż nie jeden pies i to od samego początku jak do mnie trafiła :)

No ale jak nie kochać tego gada ?

Pierwsze zdjęcie jest najnowsze, ostatnie to zrobione na drugi dzień po wymuszonej adopcji :D































2 komentarze:

  1. Ojej, jaka pocieszna! :)
    I skubana dobrze wyczuła, do którego samochodu wejść ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna! :-) A historia imienia - urocza!

    OdpowiedzUsuń