sobota, 25 grudnia 2010

Święta, Święta...

      Tyle biegania, tyle pracy, szaleństwa zakupów, sprzątania, składania i gotowania, by wieczorem spokojnie zasiąść do pysznej kolacji. W tym roku jak zwykle  w gronie bliskiej rodziny, spałaszowaliśmy pyszności wigilijne. Może nie było dwunastu potraw, ale to i dobrze, bo po pełnym talerzu barszczu z uszkami miałam ochotę już tylko na pierogi, za którymi przepadam :) Potem trochę śmiechu doprawionego pysznym ciastem i okraszonego prezentami spod choinki i wszystkim zaczęły się kleić oczy :) 





















 A Rudy zamiast przemówić ludzkim głosem, przemawiał do nas swoimi psimi oczami :) Dostał w prezencie wielkie suszone świńskie ucho i był najszczęśliwszym zwierzakiem na ziemi :)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz